W sumie fajnie, że podzieliłeś, bo to naprawdę dobry temat do dyskutowania
Odniosę się najpierw do idei informowania klientów o żywotności elementów pojazdu. Idea dobra, ale nie realna, bo w sytuacji wytwórcy nie jest to w jego interesie. Więc testerami są użytkownicy, Ci co kupują auto świeżo po premierze, są swego rodzaju królikami doświadczalnymi, wytrzymałości poszczególnych elementów. Dlatego moim zdaniem, jeśli ktoś ma ochotę jeździć dobrym samochodem, powinien interesować się nim dopiero po 3 latach od rozpoczęcia produkcji. Wtedy informacji nt żywotności dostarczają tzw beta testerzy ( czyli Ci, którzy skusili się na premierowe auto ), producent też poprawia wiele elementów ( jak VAG z silnikami 2.0 TDI ) i można całkiem spokojnie myśleć o przyszłości z takim samochodem, o którym wiele wiadomo, który został poprawiony. Mówię oczywiście o zakupie fabrycznie nowego auta
W przypadku używanych prosto nie jest, bo na błędy konstrukcyjne producenta przychodzą jeszcze błędy eksploatacyjne użytkownika. Niemniej kupowanie auta używanego z początku jego kariery rynkowej ( tak jak autor blogu - Passat z 2005, czyli z pierwszego roku produkcji ) jest dla mnie proszeniem się o kłopoty, w końcu nie bez przyczyny ktoś pozbył się 3 letniego auta
Odnośnie rachunku ekonomicznego - obserwuję rynek motoryzacyjny już kilka lat ( zawsze lubiłem tabelki, wykresy, auto świata itp ) i widzę chorą tendencję do życia ponad stan. Otóż załóżmy sobie kowalskiego. Kowalski ma pensje 2000pln/m-c . Życie pochłania powiedzmy 1200 pln/m-c. Kowalski uzbierał 20 tysięcy złotych - ma wybór albo stosunkowo młoda Panda, albo ciutkę starszy citroen, peugeot(segmentu c), jeszcze starszy Golf lub Passat, albo już young-timerskie auto pokroju Audi A6. Dla ludzi mających trochę pojęcia o ekonomii wybór prosty - młoda Panda( bo części tanie, praktycznie nie ma się co zepsuć, ubezpieczenie taniocha ). Ale najczęściej nasz Kowalski wybiera 12-letniego Volswagena( auto, które startowo kosztowało~70-80 tysięcy pln, części conajmniej 2x droższe niż Panda, ubezpieczenie zresztą też ). I ten człowiek nie porachuje sobie, że 4 razy starsze auto może się psuć częściej, że z tych 'wolnych' 800 stów może być ciężko utrzymać taki pojazd, że jeździ nim mało, bo pali 8l/100 km. W polsce nie mamy niestety intuicji ekonomicznej, że rynek wtórny jest odzwierciedleniem rynku nowych pojazdów - jak stać Cię na segment golfa jako nowy to stać Cię dokładnie na ten sam segment jako używany, jak stać Cię na nowe A6- stać Cię na używane A6. Ceny części są niejako przypisane do pozycji rynkowej samochodu i nie spadną poniżej pewnej granicy np. w przypadku segmentu golfa nigdy nie spadną do pułapu cen dla np. Pandy. Choć jest dobry kontrargument dla mojego rozumowania - co ma zrobić owy kowalski, jeżeli ma 4 dzieci - Panda za mała, trzeba minivana. Nowego nie kupi, bo wiadomo, więc kupi używkę. Tylko, że znów kupi używkę renomowanej marki, lat 12, a nie kupi np francuskiego Renaulta lat 6, bo to niemiec, bo przecież solidniejszy, bo coś tam, bo ergonomia kuleje we francuzie, po prestiż. My nie umiemy się dobrze kasą gospodarzyć i moim zdaniem z tego wynikają takie blogi, pełne przeświadczenia, że producent nas wykiwał.
A co do Passata 2.0 TDI to można książke napisać, kumpel mechanik u nieautoryzowanego serwisu VAG to wiele rzeczy wiem. Auto jest wybitnie nieudane, i było to już wiadomo w 2006, 2007 roku, kiedy głowice padały w autkach z nalotem 40 kkm, więc nie rozumiem po co je kupił. Prasa motoryzacyjna huczała, autoświat pisał o tym z częstotliwością wystrzałów karabinem maszynowym, w programach interwencyjnych co druga skarga brzmiała 2.0 tdi. Więc podejście tego typa, żeby za wszelką cenę, mimo ostrzeżeń kupić to auto jest niezrozumiałe - jak sobie pościelił, tak się wyspał.
Jakbym miał 120 tysięcy na nowe auto i jeżdził nim do tych 240 tysięcy i problemy zaczełyby się w okolicach między 150-240 tysięcy to uważam, że te 21000 pln wcale nie jest kwotą porażającą. Bo do 150000 km miałbym święty spokój. Podnosi to ogólny koszt ekploatacji o 8 gr/1km w ciągu całej eksploatacji. Czyli tyle co nic, bo zmiana stylu jazdy więcej kosztuje. W przypadku auta używanego to już dużo, ale jak pisałem, sam się zdecydował mimo negatywnych sygnałów, więc powinien mieć do siebie pretensje.
Chyba już koniec tego elaboratu